Od czego by tu zacząć.... Wiem, najlepiej od początku.
A wszystko zaczęło się wiele miesięcy wcześniej, kiedy mój Mąż powiedział mi,
że jak chcę to On może mnie zawieźć do moich blogowych "psiapsiółek".
No pewnie, że chciałam! I z tą myślą nasz urlop został zaplanowany. :)
Przygotowania trwały, bo to wszystkie sprawy związane z rezerwacją kampera,
bo to ustalenie wszystkich terminów z dziewczynami, które jechałam odwiedzić,
bo to jeszcze zrobienie jak najwięcej rzeczy do zabaw blogowych, żeby ze wszystkim
potem zdążyć, bo to pakowanie dobytku, który potem do tego kampera zabierzemy,
w końcu ponad tydzień mieliśmy w nim mieszkać więc wszystko musiało być.
Zresztą sami zobaczcie jaki dobytek musiałam ze sobą zabrać :)
I w końcu nadszedł ten dzień, dzień wyjazdu.
Choć powiem Wam szczerze, że dwa dni wcześniej przeżyłam chwilę grozy.
Kiedy my w poniedziałek mieliśmy ruszyć, a w piątek wieczorem dzwoni do nas
właściciel firmy z informacją, że kamper który wynajęliśmy wraca właśnie z trasy
z uszkodzonym silnikiem i w takim stanie w kolejną trasę pojechać nie może.
Dzięki Bogu okazało się, że mają na stanie inny wolny, więc dostaniemy go w zamian.
Tak więc mieliśmy pojechać Fordem
A pojechaliśmy Fiatem
Tutaj fotki zapożyczone ze strony firmy wynajmującej Rentur,
żebyście mogli zobaczyć jak taki kamper wygląda w środku.
Jeżeli jesteście chętni odbyć z nami tę wycieczkę wirtualnie, to zapraszam.
Należy usiąść w wygodniej pozycji i zabrać ze sobą coś do picia i jedzenia,
w końcu przed nami jakieś dwa i pół tysiąca kilometrów do przejechania :)
Od razu napiszę, że mieliśmy spory kawałek drogi do pokonania w bardzo
krótkim czasie. Samochód niestety duży i ciężki i choćby człowiek chciał
to więcej jak 70km/h nie pojechał. Do tego dzienny limit kilometrów oraz
wiele przeszkód na drodze typu ograniczenie prędkości, roboty drogowe,
wahadła czy nawet tak zwane "zawalidrogi", których ominąć nijak nie sposób
krótkim czasie. Samochód niestety duży i ciężki i choćby człowiek chciał
to więcej jak 70km/h nie pojechał. Do tego dzienny limit kilometrów oraz
wiele przeszkód na drodze typu ograniczenie prędkości, roboty drogowe,
wahadła czy nawet tak zwane "zawalidrogi", których ominąć nijak nie sposób
było sprawiły, że wszędzie się spóźnialiśmy. A zwiedzanie było szybko,
szybko po łebkach. Ale ja nie narzekam, najważniejsze że byłam, zobaczyłam,
trochę zwiedziłam a co najważniejsze poznałam przesympatyczne
osoby i choćby tylko dlatego warto było taką podróż odbyć :)
szybko po łebkach. Ale ja nie narzekam, najważniejsze że byłam, zobaczyłam,
trochę zwiedziłam a co najważniejsze poznałam przesympatyczne
osoby i choćby tylko dlatego warto było taką podróż odbyć :)
******************************
Dzień pierwszy - Poniedziałek
Oczywiście przygotowana byłam do drogi w każdy możliwy sposób.
Jednym z nich były wydrukowane mapki podróży. Delikatnie się różnią od tras
którymi na prawdę jechaliśmy, bo czasem gdzieś odbijaliśmy przez objazdy na drogach,
albo GPS prowadził nas tam gdzie chciał :) ale mniej więcej tak ta trasa wyglądała.
Pierwszym naszym przystankiem był Elbląg.
Zrobiliśmy sobie krótki postój na zwiedzanie i jedzenie.
Potem była Nidzica, niestety już po ciemku.
Tylko my tak potrafimy, grasować o 23:00 po zamku :)
Co prawda planowaliśmy dojechać na nocleg do Ostrowa Mazowieckiego,
jednak zbyt późny wyjazd z domu nam to uniemożliwił. Była już prawie
1:00 w nocy, gdy dotarliśmy do miasteczka Chorzele. Tam znaleźliśmy
jakieś rozsądne miejsce na nocleg, bo przy stacji paliw, co prawda nieczynnej,
ale to i tak zawsze bezpieczniej niż gdzieś w szczerym polu. Dobranoc :)
******************************
Dzień drugi - Wtorek
Mała miejscowość a mimo to już od świtu tętniło w niej życie,
bo otworzyli stację CPN hi hi. Było za głośno żeby dalej spać, więc
wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie i już o 6:30 ruszyliśmy w dalszą drogę.
Co się działo po drodze to Wam pisać nie będę, pokażę tylko te
większe miejscowości i to co w nich ciekawego można zobaczyć, tak jak
na przykład na tej trasie Ostrów Mazowiecka czy Sokołów Podlaski.
Jednak najważniejszym punktem tego dnia były dla mnie Sieprawice, bo to w nich
mieszka moja kochana Ania, spotkania z którą już się nie mogłam doczekać.
mieszka moja kochana Ania, spotkania z którą już się nie mogłam doczekać.
Wiele razy oglądałam u Ani zdjęcia na blogu i zawsze mówiłam do męża,
że tam jest cudnie, że choć raz w życiu chciałabym móc tam być i zobaczyć
to wszystko na własne oczy. I jak widać marzenia się spełniają.
Kochani powiem Wam szczerze, że Anulka ma u siebie jak w bajce.
Tam jest tak pięknie, że warto przejechać tysiące kilometrów, żeby choć
tylko na 5 minut móc tam stanąć i chłonąć ten widok :)
Ania i jej mąż to cudowni ludzie, przyjęli nas z otwartymi ramionami i ugościli
po królewsku. Czułam się u Nich jak u siebie, miałam wrażenie że znamy się od lat.
Wspaniale spędziliśmy super wieczór przy grillu a rano dostaliśmy przepyszne śniadanko,
które mogliśmy zjeść w pięknej scenerii ogrzewani promieniami słońca, no bajka :)
No i były też pieski, które ja uwielbiam, a Ania ma aż trzy takie słodziaki do głaskania :)
Zostaliśmy też wspaniale obdarowani smakołykami, Ani produkcji, a wszystko
zapakowane w ślicznym koszyczku. Ślinka mi na to cieknie, ale aż żal zjeść :)
Do tego orzeszki z ogrodu i cudny wianek (Ania zawsze robi je takie śliczne).
Nawet mój Mąż dostał prezent, te małe alkohole do swojej kolekcji, ale super.
Dziękujemy Wam kochani za wszystko ze szczerego serca!
Piękne widoki, wspaniali ludzie, super jedzenie, cudowny klimat...aż żal
było wyjeżdżać... Dziękujemy Wam kochani za to przyjęcie i za nocleg u Was,
to była czysta przyjemność. Mam nadzieję że jeszcze nie raz się spotkamy :)
było wyjeżdżać... Dziękujemy Wam kochani za to przyjęcie i za nocleg u Was,
to była czysta przyjemność. Mam nadzieję że jeszcze nie raz się spotkamy :)
I że kiedyś będę mogła się Wam odwdzięczyć taką samą gościnnością.
******************************
Dzień trzeci - Środa
Miasto docelowe to Jasło, a w nim moja kochana Elunia :)
Ale zanim tam dojechaliśmy to najpierw po drodze wpadliśmy do Opatowa.
A zaraz "obok" zwiedziliśmy kolejny zamek, a w zasadzie jego ruiny
Potem pojechaliśmy prosto do Stalowej Woli, żebym mogła w końcu
Szkoda, że takie krótkie ale ciesze się, że w ogóle było nam to dane.
Miło spędziliśmy z Tobą czas i jeszcze się wszyscy porządnie najedliśmy :)
Gosia również obdarowała mnie ślicznym prezentem, dziękuję Ci kochana.
I w końcu po wielu przeszkodach na trasie, które jakby na złość się piętrzyły,
późnym wieczorem dotarliśmy do Jasła. Wreszcie mogłam osobiście wyściskać
i wycałować moją kochaną Elunię, od tak dawna o tym marzyłam...
późnym wieczorem dotarliśmy do Jasła. Wreszcie mogłam osobiście wyściskać
i wycałować moją kochaną Elunię, od tak dawna o tym marzyłam...
Kolejne cudowne spotkanie. Eluniu jesteście fantastycznymi osobami.
Czuliśmy się u Was jak w domu, nawet Intuś czuł się jak u siebie :)
Mogłabym tak z Tobą siedzieć i rozmawiać przez całą noc. Swoją drogą
do dziś się zastanawiam jak Wy na drugi dzień daliście radę w pracy?
Masz rację kochana, na przyszłość mnie nie słuchaj :) Stanowczo za krótkie
spotkanie, ale bardzo się cieszę, że w ogóle było możliwe i wierzę mocno,
że jeszcze nie raz to powtórzymy jak nie na południu to na północy Polski :)
Oczywiście Elunia również mnie obdarowała wspaniałym prezentem.
Dostałam śliczną frywolitkową serwetkę i cudny obraz Maryi z dzieciątkiem.
Od zawsze podziwiałam te piękne hafty u Eluni na blogu a teraz sama będę
jedno z tych cudownych dzieł mieć u siebie w domu. I tym bardziej się
cieszę że go mam , bo ja sama nigdy za takie duże hafty się nie zabieram.
Dziękujemy Wam kochani za ten wspólnie spędzony czas.
Za ten przepiękny prezent, za tą super atmosferę jaką nam stworzyliście,
za wspaniałe ugoszczenie, choć byłam najedzona to i tak nie mogłam się oprzeć
Twoim pysznościom Eluniu :) I za nocleg który daliście i za tą super wałówkę
na drogę, aż mi znów ślinka cieknie jak sobie przypomnę te smakowitości,
ale bym sobie znów to wszystko zjadła :) Było cudnie!
za wspaniałe ugoszczenie, choć byłam najedzona to i tak nie mogłam się oprzeć
Twoim pysznościom Eluniu :) I za nocleg który daliście i za tą super wałówkę
na drogę, aż mi znów ślinka cieknie jak sobie przypomnę te smakowitości,
ale bym sobie znów to wszystko zjadła :) Było cudnie!
******************************
Dzień czwarty - Czwartek
Pierwszym punktem na naszej trasie był Nowy Wiśnicz.
Tam mają piękny zameczek, więc pojechaliśmy go osobiście zobaczyć :)
Mam takie jedno swoje małe hobby, że zbieram magnesy z różnych
miejscowości. Czy to kupuję je sama czy dostaję od bliskich lub znajomych.
Teraz też była okazja powiększyć swój zbiór o kolejny taki magnes.
Potem nastąpiło kolejne super spotkanie z moją Bożenką.
Ale było świetnie, znów się nagadałam i do tego jeszcze naśmiałam.
Niesamowita babeczka z Ciebie Bożenuś. Dzięki wielkie za to super spotkanie.
Koniecznie musimy to kiedyś powtórzyć, może jeszcze uda się nam spotkać.
Dzięki Bożence mogliśmy jeszcze zwiedzić piękną Puszczę Niepołomicką,
oraz same Niepołomice. Miasteczko piękne i urokliwie, ślicznie tam macie :)
I kolejna kochana osóbka, która o mnie pomyślała i ślicznościami obdarowała.
Teraz "Misowy zakątek" ma swojego prywatnego misia, a nawet dwa :)
A do tego jeszcze coś do rękodzieła, coś dla męża i coś do ozdoby ciała,
i jeszcze tyle pyszności Bożenuś nam dała, jednym słowem o wszystkim
pomyślała :) Bardzo, bardzo Ci kochana za to wszystko dziękujemy!
A my ruszamy w dalszą drogę. Kolejny przystanek to Wadowice.
No i oczywiście grzechem by było nie pójść na te słynne kremówki.
Co prawda pora już była późna, ale mimo to udało nam się je dostać bez trudu :)
Ze smakiem je wcinaliśmy, całą naszą trójką. Eluniu, widzisz, za Ciebie też :)
I kierunek Wisła. Powiem Wam tak, jak chcecie przeżyć przygodę życia, to jedźcie
do Wisły przez Szczyrk. Tam to dopiero są niezłe serpentyny, najpierw ostro w górę,
a potem stromo w dół i te zakręty o 180 stopni. Niestety trasa niezbyt przyjazna
dla kampera, jak już to wybierzcie się własnym samochodem. Żałuję że jechaliśmy
tą drogą już po 22:00 bo tereny były przepiękne i te czubki drzew widoczne z boku...
Ach móc to zobaczyć za dnia, kto wie, może kiedyś jeszcze się uda :)
******************************
Dzień piąty - Piątek
Od rana grasowaliśmy po Wiśle. Ten ograniczony czas na wszystko nie pozwolił
nam na dużo rzeczy, w góry wysoko pójść nie mogłam, ale choć po małych górkach
gdzieś sobie pochodziliśmy. Bo być w górach i nie wejść na żadne wzniesienie, to tak
jak być nam morzem i nie zamoczyć w nim choćby tylko nóg, no tak się nie da :)
Potem zeszliśmy na niziny i pozwiedzaliśmy miasteczko. Ale tam jest
cudnie. Myśmy byli tylko w głównej, centralnej części miasteczka,
a i tak było gdzie pójść i na co popatrzeć, aż żal było stamtąd wyjeżdżać,
mogłabym tam spędzić kilka dni i pewnie wciąż byłoby mi mało :)
I kolejny magnes do kolekcji udało się upolować :)
Prosto z Wisły pojechaliśmy do mojej kochanej Bożenki.
Kolejna fantastyczna osóbka. Tak dobrze mi kochana u Was było,
tak fajnie się z Wami rozmawiało. Tak pięknie nas ugościliście, a tą
figę i roladkę śledziową to do dziś wspominam, takie pychotki :)
I znów czekał na mnie prezent w postaci super kosza, a czego
w nim nie było... mówię Wam, same wspaniałości. Bożenka uszyła dla mnie
prześliczny fartuszek i to w kolorze idealnie pasującym mi do kuchni :) A do
tego sitko z super hafcikiem, świeczuszki i własnoręcznie zrobione pyszności.
Bożenko kochana, jak ja Ci dziękuję za ten kosz wspaniałości.
Oboje z mężem jesteście tacy super. Taka szkoda, że mogłam być wszędzie
tylko tak krótko, ale dobre i to. I mogłam na własne oczy zobaczyć tą
Twoją oazę spokoju, czyli cudny balkonik :) Ciesze się, że dane było
nam się poznać i liczę na kolejne spotkanie, może teraz u nas?
Dobrze było, siedziało by się dłużej, ale czas goni i trzeba było jechać dalej.
Przejeżdżaliśmy przez Oświęcim, koło Muzeum Auschwitz
By dojechać na Jasną górę w Częstochowie. Była godzina 21:00 a
Sanktuarium tętniło życiem, tym bardziej że akurat trafiliśmy na Apel Jasnogórski.
Pozwiedzaliśmy, zdjęcia słabej jakości bo w nocy nie za bardzo komórką zrobić,
(muszę w końcu zainwestować w porządny aparat), ale jakaś pamiątka to zawsze
będzie i radość, że znów mogłam tam być osobiście. I kolejny magnes do kolekcji :)
Stąd już tylko trasa do Piotrkowa Trybunalskiego na nocleg
******************************
Dzień szósty - Sobota
Jak do tej pory mieliśmy przepiękną pogodę, tak w nocy przyszło
załamanie pogody, wiało i lało, ale rano znów było całkiem przyjemnie.
Zwiedziliśmy więc szybko Piotrków Trybunalski, a właściwie tylko okolicę w
której spaliśmy, a spaliśmy sobie w samym centrum miasta na zwykłym parkingu,
a co tam :) Śmiałam się do męża, że czuje się jak bezdomna, bo śpię na ulicy :)
Potem pojechaliśmy do Konina spotkać się z kochaną Ilonką.
Kolejne super spotkanie, kochana przepraszam, że tak mało zjedliśmy,
ale już mieliśmy tak pełne brzuchy, że nie dało rady choć byśmy chcieli.
Tak nas wszystkie po drodze wykarmiłyście, a nam tylko brzuchy rosły :)
Ciesze się przeogromnie, że mogliśmy się spotkać i poznać osobiście.
Bardzo miło spędziliśmy z Wami czas, a synka masz suuuper, świetny chłopak!
Oczywiście Ilonka też mnie super obdarowała i mówi że to skromny prezent.
Kochana to jest skromny prezent? Skromne prezenty to ja Wam zawiozłam.
Super książki, super komplecik z sówkami, wszystko super!
A szczególnie nasze spotkanie za które bardzo Ci dziękujemy :)
Dobrze się siedziało, ale niestety czas goni więc dalej w drogę.
Zaraz obok Konina jest Licheń, więc i tam zawitaliśmy.
Najpierw był Lasek Grąbliński, przepiękne miejsce
Potem pojechaliśmy zwiedzić Bazylikę
I oczywiście nie mogłam sobie odmówić wejścia na Golgotę.
Szkoda, że nie miałam czasu na dłuższą chwilę zadumy i modlitwy...
Jeżeli tylko kiedyś będziecie mieli okazję to jedźcie tam i wejdźcie na nią.
Nie ważne czy ktoś jest wierzący czy nie... dla osoby wierzącej będzie to
piękne duchowe przeżycie, dla nie wierzącej zaś możliwość zobaczenia
pięknych rzeczy na własne oczy. Jak cudownie jest się przejść tymi ścieżykami
wśród tych kamieni, pozwiedzać te komnaty, nie które z nich są wyłożone cudnymi,
kolorowymi kamieniami. Jak się na nie patrzy, to aż dech w piersi zapiera.
Za dużo zdjęć tam nie robiłam, żeby uszanować powagę tego miejsca.
Ale choć trochę, żeby Wam pokazać i żeby jakaś pamiątka była.
I jest jeszcze jeden magnes do kolekcji, niestety ostatni z tej wyprawy.
Tak żałuję, że nie mogłam z każdego jednego miasta takiego mieć. Ale teraz
można je dostać chyba głównie na poczcie albo na starówkach, a nie miałam
jak jeździć i szukać takich miejsc... może jeszcze kiedyś uda mi się je zdobyć :)
Pojechaliśmy jeszcze do Gniezna, bo Mąż przy okazji odebrał tam pewne rzeczy
dla siebie, ale już było późno i ciemno więc zwiedzanie odpadało. Noc mieliśmy
spędzić w Inowrocławiu ale tak nam się dobrze jechało, że dojechaliśmy
aż do samej Bydgoszczy i dobrze, mogliśmy za to rano dłużej pospać :)
******************************
Dzień siódmy - Niedziela
Dziś był czas dla Rodziny. Umówiłam się w Bydgoszczy z moim
Tatą i Bratankami. Dojechali Oni do Bydgoszczy pociągiem, a potem
już dalej wszyscy razem kamperem odwiedzić Rodzinę i pójść na groby
naszych najbliższych, między innymi moich Dziadków i Chrzestnego.
Ale zanim jeszcze odebraliśmy Ich ze stacji spotkałam
jeszcze jedną blogową duszyczkę, którą była nasza Jadzia :)
Dowiedziała się, że będę przejeżdżać przez Bydgoszcz i specjalnie
przyjechała na stację PKP żebyśmy mogły się poznać i osobiście uściskać.
Krótkie to było spotkanie, ale ja i tak się bardzo cieszę że w ogóle nastąpiło.
I wyobraźcie sobie, że Jadzia nie przyszła z pustymi rękami, tylko obdarowała
mnie takimi ślicznościami. Dziękuję Ci kochana jeszcze raz za wszystko :)
Jak wspominałam wyżej reszta dnia należała już do Rodziny. A na koniec
dnia zjechaliśmy do Piły, gdzie spędziłam czas ze swoimi kochanymi Rodzicami.
******************************
Dzień ósmy - Poniedziałek
I niestety wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć.
Zbliżaliśmy się do kresu naszej podróży, jeszcze tylko dojechać do
Gdańska, wypucować kamper i na drugi dzień go oddać i koniec przygody.
Jako że pogoda już się popsuła i padało, to postanowiliśmy jechać już
swoją stałą trasą prosto do domu. I tak było, ale tylko do połowy drogi.
Potem znów wyszło przepiękne słońce więc grzechem byłoby z niego nie
skorzystać, odbiliśmy więc z trasy, by pozwiedzać jeszcze inne tereny Polski.
Między innymi dojechaliśmy do Bytowa, gdzie też jest zamek, choć w remoncie.
******************************
Jednym słowem wycieczka była na prawdę udana, jesteśmy zachwyceni.
Pogoda praktycznie cały czas nam dopisywała a widoki były przepiękne.
Sama podróż rewelacyjna, mogłyby być trochę lepsze drogi, ale co tam...
Był pies, który jeździł koleją, a my mamy Intusia, który jeździł kamperem :)
Ja czułam się jak w domu i podróżowałam sobie tak :)
Najgorzej miał mój Mąż, bo to On biedny całe dnie spędzał za kierownicą.
Przeżycia mamy wspaniałe, wspomnienia niezapomniane.
Poznaliśmy tyle cudownych osób, a za wszystkie te spotkania jeszcze
raz Wam z całego serca dziękujemy. Do mnie wciąż nie dociera, że
wszędzie tam byłam, dziewczyny poznałam i osobiście każdą uściskałam.
Dziękuję Ci kochanie za to, bo gdyby nie Ty,
to nadal byłoby tylko w sferze marzeń.
A wszystkim którzy wybrali się teraz z nami w tą wirtualną podróż
za towarzystwo bardzo dziękujemy i życzymy przeżywania własnych przygód :)
A ja od jutra w końcu wracam do normalnego życia.
Znów zacznę komentować na Waszych blogach i brać udział
w wyzwaniach, bo przez ostatnie 2 tygodnie jakoś czasu na to nie było.
Miłego dnia wszystkim życzę!
Lidziu Kochana,jakże miło mi było czytać o tej wspaniałej wyprawie :)
OdpowiedzUsuńCieszę się,że spełniłaś swoje marzenia,a przy okazji zwiedziliście mnóstwo tak cudnych miejsc :)
Może i my kiedyś odwiedzimy Gdańsk i ponownie się spotkamy,ponieważ nasze spotkanie było za krótkie :( Jednak wspominam je bardzo miło,czuję,że mogłybyśmy gadać bez końca !!! A o jedzeniu u mnie to lepiej nic nie piszę,bo nie chcę się kompromitować :( Jeszcze raz bardzo dziękuję,że wybrałaś Konin i odwiedziłaś mnie,czuję się wyjątkowo wyróżniona :) Za śliczne upominki oraz za to,że mogłyśmy się poznać osobiście :)
Mocno tulę,całuję oraz pozdrawiam serdecznie Marcina :)
:)* :)* :)*
Co za wspaniały pomysł! Prawdziwa przygoda!
OdpowiedzUsuńWow, Lidziu to były wakacje życia :) Zazdroszczę że udało Ci się tyle świata blogowego odwiedzić, i jeszcze tyle wspaniałych miejsc zobaczyć :) naładowałaś baterie na dłuuugo :)
OdpowiedzUsuńLiduś, to była naprawdę niesamowita wyprawa. A ja się cieszę z naszego spotkania ogromnie i żałuję, że takie krótkie było. Wspaniale było uściskać Cię osobiście.
OdpowiedzUsuńTulę mocno, mocno.
No ja to mam nadzieję ,że to nie ostatnie nasze spotkanie:)))))super było Was poznać:)))a tej blogowej przygody to Ci zazdroszczę:)))))
OdpowiedzUsuńAle podróż Tyle zwiedzania tyle wrażeń i super spotkania
OdpowiedzUsuńNo to Lidziu miałaś extra wakacje . Masz cudownego męża, że zabrał Cie w taką podróż życia. Troszkę Ci zazdroszczę tych blogowych spotkań w realu. A do Wisły mam całkiem niedaleko, jakieś 140 km :-).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wspaniałe wakacje wymyśliłaś! Gratuluję Ci pomysłu i jego realizacji! Gdybyś za rok chciała taką wyprawę powtórzyć, to zapraszam do siebie do Krakowa. Dziś pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia na razie na blogu:))
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Alinko, człowiek chciałby być wszędzie, tylko czasu było tak malutko...
UsuńWspaniały wyjazd, na pewno nie zapomnisz go do końca życia.
OdpowiedzUsuńLidziu, byłaś tak blisko i nie zajrzałaś! Szkoda że nie wiedziałam, nawet bym dojechała do Lichenia:( Strzelam focha;)
Buziaczki kochana:)
O rany Aniu, teraz to się podłamałam, pomyśleć że też mogłybyśmy się spotkać... Ale będę teraz to przeżywać i żałować że się nie udało...
UsuńSzkoda. Mam nadzieję, że Mąż za rok zafunduje Ci następną wycieczkową przygodę?
UsuńWspaniała wyprawa, ile wrażeń... Dziękuję Lidziu, że podzieliłaś się fotorelacją.:) Cieplutko pozdrawiam!:)
OdpowiedzUsuńAaaa Lidziu! Byłaś w Wadowicach i w Oświęcimiu, toż to rzut beretem od mojego miejsca zamieszkania! Szkoda, że nie wiedziałam że tam będziecie. Bardzo chętnie poznałabym na żywo Ciebie i Twojego męża :) Może kiedyś się nam to uda :)
OdpowiedzUsuńJa też Ewuniu żałuję że tak się nie stało, ale może jeszcze kiedyś znów się porwę na taki wyjazd, to kto wie... :)
UsuńSwietna fotorelacja. Co za podróż wspaniała. Tyle miejsc,tyle osób. Wszędzie na chwileczkę,na momencik. Myślę,że i miesiąc by było mało, żeby troszkę więcej zwiedzić, ciut dłużej pobyć z miłymi osobami.
OdpowiedzUsuńW Wiśle byłam, gdy byłam w sanatorium w Istebnej. Od Piotrkowa do mnie jest rzut beretem,
jakieś 70 km. :)
Córeńko! Przepiękna Relacja całej wyprawy,A mnie cieszy że udało Ci się zrealizować swoje marzenia - Spokojnej nocy Buziaczki Pa
OdpowiedzUsuńale się rozpisałaś......nawet nie wiesz z jaka przyjemnością czytałam te wszystkie wspomnienia,dziękuję ci jeszcze raz że mnie odwiedziłaś,pozdrawiam serdecznie twojego Marcina i zapraszam na dłużej
OdpowiedzUsuńLidziu no proszę tak blisko byłaś. Do Konina mam ok 50km. Wspaniała fotorelacja, wspaniałe spotkania których tylko pozazdrościć mogę. Licheń bez wejścia na Golgotę uważam za straconą wyprawę, nigdy nie przeszłam obok niej, zawsze Golgota to nasze pierwsze miejsce gdzie wchodzimy, miejsce zadumy.
OdpowiedzUsuńMagnesy również zbieram i dzieciakom jak jadą na wycieczkę również mówię aby przywozili, kolekcja nie za duża ale zawsze jakiś dodatkowy się dołączy. Pozdrawiam serdecznie:-)
Ale podróż życia - zazdraszczam :) Następnym razem weź wolne na dwa, albo trzy tygodnie i zróbcie trochę większe kółko, to może i ja się załapię - haha :) Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńLidziu czytałam kilka razy i czułam jakbym przeżywała to z Tobą! Coś niesamowitego!!! Wspaniałe zdjęcia, post i cała relacja. Jestem aż wzruszona. Wspaniale można Ciebie zobaczyć i dziewczyny! Kochane pozdrawiam Was i ściskam mocno!!! Gdybyś kiedyś wybierała się jeszcze w podobną podróż to zapraszam do Warszawy :)) Masz mega dzielnego i kochającego męża. Wspaniale!
OdpowiedzUsuńDzięki Lidziunia za cudną relację, której i sam Jan Długosz by się nie powstydził, a że i ja gdzieś tam na trasie się znalazłam, to czuję, jak bym ją razem z Wami odbyła. Byłam w kamperze ? Byłam. Lidziunię i Mężusia wycałowałam, piesa za uszkiem ( po mimo ostrzeżeń ) delikatnie pomiziałam, czegóż chcieć więcej. Tylko niedosyt, że krótko i że akurat wtedy zamek był zarezerwowany ... Jesteście cudowni. Jeszcze raz dziękuję za spotkanie i za tę relację :)
OdpowiedzUsuńBuziaki :)
Cudowna podróż i cudowne spotkania. Miło, że jednak Internet łączy ludzi :)
OdpowiedzUsuńPiękna podróż, cieszę się razem z Wami i tylko pozazdrościć męża, który na to wszystko się zgodził:) no i tych spotkań:) pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńPiękna podróż i piękne wspomnienia :) - aż miło się czyta.
OdpowiedzUsuńTą relacją przypomniałaś mi nasze dawne podróże z przyczepą campingową. To były dopiero przygotowania, bo całą wałówkę trzeba było zabrać ze sobą.
Niezwykła to podróż Lidziu, zachwycający pomysł. Może za rok zboczycie także na południe :)))
OdpowiedzUsuńPrzesyłam serdeczne uściski.
Jej, super wakacje! Świetna sprawa poznać w Realu tyle koleżanek, cudownie jest spędzać czas w towarzystwie. Piękna i ciekawa fotorelacja. Świetnie mi się czytało :)
OdpowiedzUsuńLidziu, muszę przyznać, że wspaniale wszystko obmyśliłaś, te mapki świetne no i kamper:) Zazdroszczę tej wyprawy! Dużo miejsc zobaczyłaś , nawet byłaś na papieskich kremówkach:)
OdpowiedzUsuńA najbardziej się cieszę, że mogłam Cię przytulić i porozmawiać z Tobą osobiście!
Całuję teraz tylko wirtualnie:( może za rok znów się zobaczymy. Pa ,pa...
Nie ma co, wspaniała wyprawa! :)
OdpowiedzUsuńSpotkania w realu zawsze są niesamowite, nawet gdy są (za) krótkie, to wspomina się je długo.
Pięknie opisałaś wszystkie wydarzenia i pięknie je zobrazowałaś. :)
Jeżdżę samochodem, ale na kierowanie kamperem pewnie bym się nie zdecydowała.
Objechaliście środek kraju, to następnym razem pewnie zrobicie kółko wzdłuż granic.
Życzę Wam wielu takich podróży, bo w naszym kraku jest co zwiedzać.
Pozdrawiam ciepło.
Ale fajny pomysł! i co za wspaniałe wakacje:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Ale miałaś cudowną przygodę. Och jak mi się coś takiego kiedyś marzyło. Teraz niestety już nie do zrealizowania ale cieszę się, że nie tylko ja mam takie marzenia. I cieszę się, że Twoje się spełniło. Wspaniałe zdjęcia i wspaniale spotkać się z osobami które się ceni w życiu wirtualnym. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńLidziu jestem pod wrażeniem. To na pewno były wspaniałe wakacje i tyle zobaczyc, spotkać się z blogowymi psiapsiółkami!!! Super to wymyśliłaś, a i mąż chętny podrzucić i dzielnie Ciebie wozić. Mega!!!!
OdpowiedzUsuńAle swietna wyprawa! Brawa dla Twojego dzielnego Meza Lidziu i gratuluje super organizacji !!!! No a spotkania z dziewczynami niesamowite!!!! Ach:)
OdpowiedzUsuńCudowna podróż okraszona wspaniałymi spotkaniami :-)
OdpowiedzUsuń