Zero mycia, zero prania,
zero szycia, gotowania.
Dziś Dzień Kobiet, drogie panie,
A więc błogie leniuchowanie :)
Z tej okazji powstał szydełkowy kwiatek dla pewnej babeczki :)
Miłego dnia nam życzę!
Zero mycia, zero prania,
zero szycia, gotowania.
Dziś Dzień Kobiet, drogie panie,
A więc błogie leniuchowanie :)
Z tej okazji powstał szydełkowy kwiatek dla pewnej babeczki :)
Dosyć często robię jakieś "ubranko na...", tym razem zostałam poproszona
o zrobienie ubranek na słoiczki, które w efekcie końcowym będą lampionikami.
Kolorystyka wybrana przez nowa właścicielkę :)
Te wstążeczki to ja im dodałam, do zdjęcia, żeby nie były takie łyse.
Mają one potem dostać jakieś swoje kokardki, ale jakie, to póki co nie wiem.
Dziś tak szybciutko, żeby pokazać bombkę rocznicową na zabawę u Kasi
Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się w końcu wyhaftować je wszystkie,
choć ciągle coś staje mi na przeszkodzie. Ostatnio brak wstążki w odpowiednim kolorze :)
Szczerze powiem, że nie patrzę na lata żeby szły po kolei.
Która bombka mi aktualnie wpada w ręce, tą robię. Padło na rok 2009
Kolejna bombka się tworzy, pokażę ją już w marcu :)
Wspominałam niedawno że dostałam zamówienie na 2 szydełkowe poduszki
i dywanik do łazienki. Szczerze - jak o tym usłyszałam to ręce mi opadły
i powiedziałam, że potrzebuję minimum pół roku na realizację,
bo wcześniej to na bank się nie wyrobię. I wiecie co?
Nie minęło kilka dni, a zamówione rzeczy są już u nowej właścicielki.
Gdy wróciłam do domu i usłyszałam konkrety zamówienia (bo to Mąż mi to zamówienie
przyniósł) to najpierw parsknęłam śmiechem, a potem z zapałem usiadłam do realizacji.
A produkcja zaczęła się od takich elementów...
Z których to powstały te zamówione poduszki.
Takie wielkie (specjalnie ustawione przy pudełku od zapałek).
Zamówienie bowiem dotyczyło rzeczy dla domku dla lalek :)
A poniżej jeszcze chodniczek
I cały komplet razem wykonany zgodnie z życzeniami osoby zamawiającej.
Bo ja to bym jeszcze do poduszek dodała koroneczki :)
Na prawdę bardzo miło się takie zamówienie realizowało, choć
przyznam szczerze że choć maleństwa to nieźle się musiałam nadłubać.
**********************
Ale większy projekt też był, gdyż zostałam poproszona o zrobienie
jakiegoś "ubranka" albo ozdoby na zwykłą bawełnianą poszewkę.
Haftowanie trwa o wiele dłużej, więc wzięłam szydełko i powstała serwetka
Którą później doszyłam do poszewki i teraz wygląda tak
************************
I powstało też kolejne opakowanie na mydełko
A na koniec mój kolejny pomysł na zwiększenie powierzchni mieszkalnej.
Wykonanie - to jak zwykle mój kochany Mąż. Tym razem wymyśliłam sobie
dodatkowe półki na moje włóczki, bo już się w szafie z nimi nie mieściłam :)
Tak pomału robię sobie porządki w szafach, dążąc do tego żeby zostało
w nich tylko to, co na prawdę będę używała. Bo pewnie każda z osób zajmującyh się
rękodziełem wie o czym mówię, przecież przydasi nigdy dość i wszystko chce się mieć.
A potem sporo rzeczy leży nie używanych, a bo się może kiedyś przyda...
Ja w ostatnim czasie kupowałam sobie i testowałam różne włóczki i już wiem,
że na pewno będę dalej kupowała tylko Kotek, Dora, Yarn art, Alizee i Nako.
Chyba że wpadną mi w ręce kiedyś jeszcze inne włóczki które też polubię :)
Miłego dnia Wam życzę!
więcej i więcej. Zima u nas w pełni i choć "maluje" piękne obrazki"...
to ja jednak z utęsknieniem czekam na swoja ukochaną wiosnę.
A tymczasem ja w ten zimowy czas postanowiłam Wam pokazać
metamorfozę mojego balkonu, czyli wrócić do czasu wiosenno-letniego.
Już dawno prosiłyście, żeby go pokazać a mi to zawsze jakoś tak schodziło,
aż do dziś. Jestem już gotowa, żeby się pochwalić moim skrawkiem raju :)
Zdjęć będzie całe mnóstwo, bo nie da się na jednym czy dwóch pokazać tego
wszystkiego. Jeżeli ktoś chce sobie przypomnieć jak mój balkon powstawał
i jak wyglądał jeszcze niecałe 2 lata temu, to może sobie zajrzeć do tego posta.
Od czego by tu zacząć? Może na początek kilka moich balkonowych "patentów"
Pamiętacie ozdobne ramki, które sobie wyhaftowałam w ramach zabawy u Ani?
Wiszą one u mnie na kratownicach z dwóch przeciległych stron balkonu
Teraz obrazki nie wiszą bezpośrednio na kratownicy, tylko na tej ramce.
Spytacie pewnie, po co mi ona, co to za różnica?
Ano taka, że to wszystko zarastając liśćmi zaczynało mi te obrazki zasłaniać.
Albo nie było by ich widać, albo musiałabym odgarniać liście niszcząc roślinę.
A tak liście obrastają wokoło ramki, a obrazek z przodu nadal jest widoczny.
Kolejny mój patent mieliście okazję już kiedyś oglądać na blogu, a mianowicie
ochronkę dla kwiatów przed deszczem, więcej zdjęć znajdziecie tutaj.
I następne co sobie wymyśliłam to wiszący kwietnik.
Miałam co prawda jeden taki na balkonie, ale nie podobał mi się, to raz...
A dwa, że ja wszystko mam raczej w drewnie, więc tak trochę mi odstawał.
No to znów uśmiechnęłam się do mojego kochanego Męża pokazując Mu
rysunek co ja bym chciała i proszę bardzo, kochany Mąż mi zrobił :)
Ha, ciekawa jestem ile osób teraz stwierdziło: To ma być kwietnik?
A jak pokażę kolejne zdjęcie to będzie już wiadomo o co chodzi?
miał na myśli to proszę bardzo. Tak się prezentuje już wiszący na balkonie
No i mój kolejny balkonowy wymysł. Tutaj musiałam się trochę
mocniej do Męża uśmiechnąć, idąc do Niego z kolejnym szkicem.
Bo wymyśliłam sobie do kompletu balkonową drewnianą szafkę
Jak widać uśmiechanie się pomogło, bo Mąż mi ją zbił, a ja ją sobie zabejcowałam,
co by wszystkie te drewniane rzeczy miały jeden kolor. I tak szafeczka powstała.
widzicie "otwarte", ale chwilę później szafka dostała już swoje drzwiczki.
A u góry półki przeznaczone na doniczki, tutaj będzie mój warzywniak albo kwiaty.
I kolejny mój patent, który wymyśliłam pod wpływem chwili. A mianowicie
poprzednie palisady były kupowane w rolce, tym razem nie mogłam ich nigdzie dostać,
więc kupiliśmy już takie połączone razem - gotowe płotki z nóżkami do wbicia w ziemię.
One były w kilku miejscach tak ozdobnie ostro zakończone więc musieliśmy to obciąć
i żeby się nie zmarnowało, to wykorzystałam je jako "zasieki" na duże ptaki.
Kocham ptaszki i nie mam nic przeciwko temu, żeby do nas przylatywały,
a wręcz przeciwnie, tylko ja potem nie mogę domyć balkonu, tak mam wszędzie
napaskudzone, co można zobaczyć nawet tutaj na tej kratownicy jak to wygląda :(
Przy okazji mogę wspomnieć, że balkon też został pomalowany i to dwukrotnie.
Szybko po malowaniu przez spółdzielnię wszystko zaczęło obłazić.
A że chciałam żeby kolor mi pasował do całości, to wybrałam terakotę.
Okazało się jednak po pomalowaniu, że kompletnie mi on nie odpowiada
a podczas zachodzącego słońca przybiera barwę fioletu, więc wróciłam do szarości
No ale wracając do ptaszków, to zrobiłam te "zasieki", ale one i tak mają
mnie gdzieś, kompletnie sobie z tego nic nie robią, tylko sobie na nich siadają :)
No dobra żart, małe ptaszki sobie siadają, ale duże już na szczęście nie.
Może ktoś już z Was zwrócił uwagę, na kontakt, na zdjęciach powyżej
było go kawałek widać. Tym razem to zasługa mojego kochanego Taty :)
Gdy robili nam balkony poprosiłam o zgodę na kontakt i jeden mogłam
przy brzegu ściany założyć. Ale jeden to stanowczo za mało, podczas gdy ja
mam na balkonie dwie latarenki i pociągnięty na stałe świąteczny kabel ledowy.
A do tego od czasu do czasu podłączamy grilla elektrycznego, czy odkurzacz.
Więc żeby za każdym razem nie przepinać wtyczek, mój Tato połączył mi
cztery kontakty razem a Mąż przyczepił je do kratownicy i teraz jest super :)
A mogę Wam jeszcze zdradzić że mam to tak sprytnie zrobione, że nie muszę
kiedy jest zimno czy ciemno, wychodzić na balkon i szukać pstryczków po omacku.
Zostawiam je na balkonie zapalone, a wyłączam czy włączam je sobie w domu :)
To teraz pora przejść do kolejnej rzeczy, a będą to moje korytka balkonowe.
Przez przypadek zauważyłam je kiedyś w internecie i zakochałam się w nich.
No co ja zrobię, że uwielbiam takie koronki itp...
Oczywiście od razu je zamówiłam i tylko czekałam aż dojdą.
Wzięłam ich sporo, bo część z kwiatami zawisła na balustradzie balkonowej.
A pozostała część stanęła właśnie na tej nowej szafce z przeznaczeniem na warzywniak.
Ale zanim one doszły to swoje jedzonko trzymałam jeszcze najpierw w starych doniczkach
W nowych doniczkach zasadziłam cebulę dymkę.
O rany ile mieliśmy szczypiorku... całe mnóstwo :)
W tamte wakacje pierwszy raz w życiu postanowiłam posadzić pomidory.
Tutaj dopiero było całe mnóstwo radości. Najpierw gdy pięknie rosły
Potem, gdy pojawiły się na nich pierwsze kwiaty
I gdy w końcu zaczęły nam rosnąć pierwsze pomidorki
Oczywiście to co stało i rosło na szafce zmieniało się co chwilę,
w zależności od tego co się skończyło, albo od pór roku :)
Co tam dalej...
W poprzedniej wersji balkonowej jeszcze był Rdest, który mimo, że sprzedawca
zapewniał że wytrzyma mi w każdych warunkach (bo ja mam na balkonie bardzo
słonecznie i gorąco latem), to niestety ale nie dał rady. Z ciężkim sercem ale musiałam go
zastąpić inną rośliną, tym razem winoroślą i od nowa czekać aż urośnie i zacznie mi to
wszystko obrastać. Mam nadzieję, że w każdym kolejnym roku będzie go coraz więcej,
choć już teraz jest ładnie. Ale dla pewności wszelkiej dokupiłam jeszcze nowe okazy
Jak już jestem przy roślinności, to muszę się pochwalić mieczykami.
Kupiłam je na próbę i wsadziłam z nadzieją, że coś wyrośnie... i...
Na kolor kwiatów nie miałam żadnego wpływu, taka loteria, ale okazały się być piękne
tam w kąt suszarkę z praniem, to musiałam go wystawiać. I tutaj znów mój ukochany
Mąż dopomógł i zrobił mi stolik składany, który dostał swoje nowe "ubranko"
Swoje nowe ubranka dostały też poduszki na ławkach
No i uszyłam też do kompletu moskitierę
I w zasadzie to by było wszystko jeżeli chodzi o zmiany na balkonie.
Teraz pokażę Wam zdjęcia przed i po, wtedy najlepiej widać różnicę :)