Za oknem mamy biało, śnieg postanowił nas chyba zasypać, bo ciągle jest go
więcej i więcej. Zima u nas w pełni i choć "maluje" piękne obrazki"...
to ja jednak z utęsknieniem czekam na swoja ukochaną wiosnę.
A tymczasem ja w ten zimowy czas postanowiłam Wam pokazać
metamorfozę mojego balkonu, czyli wrócić do czasu wiosenno-letniego.
Już dawno prosiłyście, żeby go pokazać a mi to zawsze jakoś tak schodziło,
aż do dziś. Jestem już gotowa, żeby się pochwalić moim skrawkiem raju :)
Zdjęć będzie całe mnóstwo, bo nie da się na jednym czy dwóch pokazać tego
wszystkiego. Jeżeli ktoś chce sobie przypomnieć jak mój balkon powstawał
i jak wyglądał jeszcze niecałe 2 lata temu, to może sobie zajrzeć do tego posta.
Od czego by tu zacząć? Może na początek kilka moich balkonowych "patentów"
Pamiętacie ozdobne ramki, które sobie wyhaftowałam w ramach zabawy u Ani?
Wiszą one u mnie na kratownicach z dwóch przeciległych stron balkonu
Moim małym patentem jest dodatkowa ramka zrobiona z drewna
Teraz obrazki nie wiszą bezpośrednio na kratownicy, tylko na tej ramce.
Spytacie pewnie, po co mi ona, co to za różnica?
Ano taka, że to wszystko zarastając liśćmi zaczynało mi te obrazki zasłaniać.
Albo nie było by ich widać, albo musiałabym odgarniać liście niszcząc roślinę.
A tak liście obrastają wokoło ramki, a obrazek z przodu nadal jest widoczny.
Kolejny mój patent mieliście okazję już kiedyś oglądać na blogu, a mianowicie
ochronkę dla kwiatów przed deszczem, więcej zdjęć znajdziecie tutaj.
I następne co sobie wymyśliłam to wiszący kwietnik.
Miałam co prawda jeden taki na balkonie, ale nie podobał mi się, to raz...
A dwa, że ja wszystko mam raczej w drewnie, więc tak trochę mi odstawał.
No to znów uśmiechnęłam się do mojego kochanego Męża pokazując Mu
rysunek co ja bym chciała i proszę bardzo, kochany Mąż mi zrobił :)
Ha, ciekawa jestem ile osób teraz stwierdziło: To ma być kwietnik?
A jak pokażę kolejne zdjęcie to będzie już wiadomo o co chodzi?
A dla tych, którym jeszcze wyobraźnia nie podpowiedziała co autor, czyli ja,
miał na myśli to proszę bardzo. Tak się prezentuje już wiszący na balkonie
No i mój kolejny balkonowy wymysł. Tutaj musiałam się trochę
mocniej do Męża uśmiechnąć, idąc do Niego z kolejnym szkicem.
Bo wymyśliłam sobie do kompletu balkonową drewnianą szafkę
Jak widać uśmiechanie się pomogło, bo Mąż mi ją zbił, a ja ją sobie zabejcowałam,
co by wszystkie te drewniane rzeczy miały jeden kolor. I tak szafeczka powstała.
Na dole mam miejsce gdzie mogę przechowywać różne rzeczy. Tutaj jeszcze
widzicie "otwarte", ale chwilę później szafka dostała już swoje drzwiczki.
A u góry półki przeznaczone na doniczki, tutaj będzie mój warzywniak albo kwiaty.
I kolejny mój patent, który wymyśliłam pod wpływem chwili. A mianowicie
poprzednie palisady były kupowane w rolce, tym razem nie mogłam ich nigdzie dostać,
więc kupiliśmy już takie połączone razem - gotowe płotki z nóżkami do wbicia w ziemię.
One były w kilku miejscach tak ozdobnie ostro zakończone więc musieliśmy to obciąć
i żeby się nie zmarnowało, to wykorzystałam je jako "zasieki" na duże ptaki.
Kocham ptaszki i nie mam nic przeciwko temu, żeby do nas przylatywały,
a wręcz przeciwnie, tylko ja potem nie mogę domyć balkonu, tak mam wszędzie
napaskudzone, co można zobaczyć nawet tutaj na tej kratownicy jak to wygląda :(
Przy okazji mogę wspomnieć, że balkon też został pomalowany i to dwukrotnie.
Szybko po malowaniu przez spółdzielnię wszystko zaczęło obłazić.
A że chciałam żeby kolor mi pasował do całości, to wybrałam terakotę.
Okazało się jednak po pomalowaniu, że kompletnie mi on nie odpowiada
a podczas zachodzącego słońca przybiera barwę fioletu, więc wróciłam do szarości
No ale wracając do ptaszków, to zrobiłam te "zasieki", ale one i tak mają
mnie gdzieś, kompletnie sobie z tego nic nie robią, tylko sobie na nich siadają :)
No dobra żart, małe ptaszki sobie siadają, ale duże już na szczęście nie.
Może ktoś już z Was zwrócił uwagę, na kontakt, na zdjęciach powyżej
było go kawałek widać. Tym razem to zasługa mojego kochanego Taty :)
Gdy robili nam balkony poprosiłam o zgodę na kontakt i jeden mogłam
przy brzegu ściany założyć. Ale jeden to stanowczo za mało, podczas gdy ja
mam na balkonie dwie latarenki i pociągnięty na stałe świąteczny kabel ledowy.
A do tego od czasu do czasu podłączamy grilla elektrycznego, czy odkurzacz.
Więc żeby za każdym razem nie przepinać wtyczek, mój Tato połączył mi
cztery kontakty razem a Mąż przyczepił je do kratownicy i teraz jest super :)
A mogę Wam jeszcze zdradzić że mam to tak sprytnie zrobione, że nie muszę
kiedy jest zimno czy ciemno, wychodzić na balkon i szukać pstryczków po omacku.
Zostawiam je na balkonie zapalone, a wyłączam czy włączam je sobie w domu :)
To teraz pora przejść do kolejnej rzeczy, a będą to moje korytka balkonowe.
Przez przypadek zauważyłam je kiedyś w internecie i zakochałam się w nich.
No co ja zrobię, że uwielbiam takie koronki itp...
Oczywiście od razu je zamówiłam i tylko czekałam aż dojdą.
Wzięłam ich sporo, bo część z kwiatami zawisła na balustradzie balkonowej.
A pozostała część stanęła właśnie na tej nowej szafce z przeznaczeniem na warzywniak.
Ale zanim one doszły to swoje jedzonko trzymałam jeszcze najpierw w starych doniczkach
Fajnie jest móc w każdej chwili wyjść na balkon i przynieść sobie garść zieleniny :)
W nowych doniczkach zasadziłam cebulę dymkę.
O rany ile mieliśmy szczypiorku... całe mnóstwo :)
I druga tura :)
W tamte wakacje pierwszy raz w życiu postanowiłam posadzić pomidory.
Tutaj dopiero było całe mnóstwo radości. Najpierw gdy pięknie rosły
Potem, gdy pojawiły się na nich pierwsze kwiaty
I gdy w końcu zaczęły nam rosnąć pierwsze pomidorki
Nie pozostało nam już wtedy nic innego jak czekać aż dojrzeją
By wreszcie na końcu cieszyć się własnymi zbiorami :) Pyszne były.
Oczywiście to co stało i rosło na szafce zmieniało się co chwilę,
w zależności od tego co się skończyło, albo od pór roku :)
Co tam dalej...
W poprzedniej wersji balkonowej jeszcze był Rdest, który mimo, że sprzedawca
zapewniał że wytrzyma mi w każdych warunkach (bo ja mam na balkonie bardzo
słonecznie i gorąco latem), to niestety ale nie dał rady. Z ciężkim sercem ale musiałam go
zastąpić inną rośliną, tym razem winoroślą i od nowa czekać aż urośnie i zacznie mi to
wszystko obrastać. Mam nadzieję, że w każdym kolejnym roku będzie go coraz więcej,
choć już teraz jest ładnie. Ale dla pewności wszelkiej dokupiłam jeszcze nowe okazy
Jak już jestem przy roślinności, to muszę się pochwalić mieczykami.
Kupiłam je na próbę i wsadziłam z nadzieją, że coś wyrośnie... i...
Na kolor kwiatów nie miałam żadnego wpływu, taka loteria, ale okazały się być piękne
Zmieniliśmy też stolik na balkonie. Przedtem był w całości i gdy chciałam wstawić
tam w kąt suszarkę z praniem, to musiałam go wystawiać. I tutaj znów mój ukochany
Mąż dopomógł i zrobił mi stolik składany, który dostał swoje nowe "ubranko"
Swoje nowe ubranka dostały też poduszki na ławkach
No i uszyłam też do kompletu moskitierę
I w zasadzie to by było wszystko jeżeli chodzi o zmiany na balkonie.
Teraz pokażę Wam zdjęcia przed i po, wtedy najlepiej widać różnicę :)
A dla tych którym jeszcze mało zdjęć (hi hi), taki mały bonus,
a mianowicie nasi ptasi przyjaciele, których zawsze chętnie gościmy u siebie
Już na początku jesieni byłam dobrze zaopatrzona w karmę dla nich.
Na początek 100 kul i kilkukilogramowy worek z ziarnem dla ptaszków
Powiesiliśmy nawet budkę dla ptaszków, gdyby któreś potrzebowało schronienia
Jak już na pewno zauważyliście, na moim balkonie króluje kolor czerwony.
Nawet jesień się do tego koloru dopasowuje. Na początku jesieni wygląda tak
A potem wspaniale zmienia swoje barwy...
Dokupiłam sobie specjalnie wrzos, żeby korytka nie stały takie puste
I nawet wśród nich wyrosła mi koniczynka :)
A tutaj już balkon przygotowany na zimę...
I teraz czekam tylko aby do wiosny, gdzie znów to wszystko odżyje
i będę mogła się cieszyć swoim małym skrawkiem raju :)